A słowo kłamstwem się stało
Szukajcie prawdy, prawda
was wyzwoli – to słowa według ewangelii, wypowiedziane przez samego Jezusa, dwa
tysiące lat temu. Sądząc po tym, boskim wezwaniu prawda musiała być już w
tamtych czasach towarem mocno deficytowym i tak niestety pozostało do dziś.
Święta księga głosi, że na początku było słowo. Skoro tak to jakieś ciemne siły
musiały sprawić, że to słowo stojące u genezy świata, niepostrzeżenie zamieniło się w kłamstwo
strojące się w uniformy zrabowane prawdzie, bo ta rzekomo jest szlachetna, a kłamstwo
plugawe. Jeśli tak jest to dlaczego w oceanach kłamstwa pływają zaledwie
okruchy prawdy? Ano może po części dlatego, że kłamstwo stara się być przyjemne, dla ucha
miłe, a prawda nie tylko zadaje, ale także nieustannie rozdrapuje rany. Wśród
ludzkich spraw składających się na dżunglę współczesnego świata kłamstwo i
oszustwo najbujniej się krzewią. Opanowały bez reszty wszystkie dziedziny
życia, a jednym z najuważniejszych mateczników tej patologii są regiony występowania
władzy i polityki.
Jesień tego toku obfituje w medialne wydarzenia demaskujące,
głęboko skrywane, niezbyt budujące
oblicze klasy sprawującej w władzę w naszym kraju. Jeszcze nie ucichły echa
zawstydzającej afery taśmowej, niszczącej wizerunek tuzów Platformy
Obywatelskiej a już wypływają niczym plamy oliwy z dziurawego, podwodnego
okrętu następne, kompromitujące polityków fakty. Okazało się, że marszałek
Sejmu, druga osoba w państwowej hierarchii kłamie jak z nut, zmieniając swoje
wypowiedzi niemal z godziny na godzinę. Przez gadulstwo i samochwalstwo
Radosława Sikorskiego światowa opinia publiczna dowiaduje się o rzekomej
ofercie rozbioru Ukrainy, złożonej przez Władimira Putina premierowi Donaldowi
Tuskowi. Może tak było, a może nie. Jakby nie patrzeć ten przeciek wystawia
władzom Polski złą opinię na arenie międzynarodowej i podważa ich wiarygodność
wśród sojuszników. Co by o tym nie myśleć czołowy polski polityk na pewno
kłamał, albo podczas udzielania wywiadu amerykańskiemu portalowi, albo wtedy
kiedy wstydliwie dementował swoje rewelacje zasłaniając się zawodną pamięcią.
Władza i opozycja na jednym fałszywym koniu jadą. Okazało
się, że Prawo i Sprawiedliwość to taka polityczna formacja, która cynicznie
łamie prawo, a niesprawiedliwość uprawia w sposób bezczelny. Mówią, że pycha
poprzedza upadek. Wydało się szachrajstwo kiedy podpite żony, towarzyszące posłom powracającym z wycieki do
Madrytu zaczęły raczyć się na pokładzie samolotu wniesionym tam alkoholem i poszturchiwać
interweniującą stewardesę. Suma sumarum okazało się, że czołowi harcownicy
PiS-u, Adam Hofman, Mariusz Antoni Kamiński i ich nieco mniej znany kolega,
gromiący na co dzień przeciwników
politycznych za brak patriotyzmu i moralności,
oszukiwali i okradali państwo polskie, wyłudzając niemałe pieniądze z
sejmowej kasy, na rzekome, służbowe
przejazdy własnymi samochodami. Pozującemu na „prawdziwego Polaka” i przywódcę
lepszej części społeczeństwa Jarosławowi Kaczyńskiemu nie pozostało nic innego
jak wyrzucić z partii zachłannych
nieudaczników, lecz nie za draństwo tylko za zdołowanie notowań jego partii
przed wyborami. Niejaki pan Masztalerek, następca pechowego Hofmana zamiast
kajać się i przepraszać Polaków za kłamstwa i oszustwa pisowskich dygnitarzy, począł chwalić się przed kamerami wysokimi
standardami moralnymi obowiązującymi rzekomo w jego partii. Tak wygląda
leczenie kłamstwa kłamstwem.
Ta paskudna patologia na szczytach władzy nie byłaby
możliwa, gdyby nie było na nią społecznego przyzwolenia. W Polsce nie tylko
elity, ale również biznes, administracja
samorządowa oraz klasa średnia przeżarte są nepotyzmem i korupcją.
Przerażenie budzą doniesienia o łamaniu prawa przez sędziów i prokuratorów,
czyli tych urzędników, który w założeniu mają stać na straży prawa i czuwać nad
jego przestrzeganiem. Setki ujawnionych przypadków unikania odpowiedzialności
za łamanie przepisów drogowych, pod
ochronnym płaszczykiem immunitetu wydają się być wierzchołkiem patologicznej
góry lodowej bezprawia w szeregach gnuśnie i ociężale wykonujących swoje
obowiązki, obsypanych przywilejami urzędników wymiaru sprawiedliwości. Kłamstwo
wszechobecne w szeregach prawniczych elit sprawia, że dysponujący finansowymi
zasobami groźni przestępcy cieszą się wolnością, a w więzieniach siedzą
niepełnosprawni skazani za kradzież batonika.
Nie lepiej dzieje się wśród innych zawodów, wynoszących się
na piedestał, jako profesje zaufania
publicznego. Prym wiodą tu lekarze, którzy powodowani chciwością okłamują i
oszukują Narodowy Fundusz Zdrowia, wyłudzając pieniądze za usługi medyczne
opłacone już przez pacjentów, odwiedzających ich prywatne gabinety. Płacą tam
drogo za zabiegi, które mogliby uzyskać
nieodpłatnie w publicznych szpitalach i przychodniach. Zdesperowani ludzie nie mogą bowiem
miesiącami i latami czekać w kolejkach na usługi lecznicze w obliczu
narastających dolegliwości i postępującej utraty zdrowia. Znaczący wpływ na tą
zawstydzającą odległość terminów realizacji usług medycznych, wykonywanych w ramach powszechnego
ubezpieczenia zdrowotnego ma uszczuplenie środków finansowych Funduszu,
wyłudzonych przez nieuczciwych medyków. Okłamywanie cierpiących ludzi jest dziś
nagminnie stosowanym sposobem na zaspokojenie rozbuchanej chciwości.
Apogeum panoszenia się kłamstwa przypada zawsze podczas
kampanii wyborczej, a szczególnie w jej końcowej fazie. Politycy wszystkich
szczebli, ubiegający się o prestiżowe i dobrze opłacane stanowiska, a także o
dostęp do guzików uruchamiających złotodajne
mechanizmy korupcyjne nie przebierają w obietnicach. Aby do władzy! Nieważne
czy składane obietnice są realne do spełnienia, przecież i tak nikt nie
zamierza się z nich wywiązywać. Kłamstwo i pomówienie są najbardziej
skutecznymi środkami na pozyskanie głosów płynnej części elektoratu. Wyborców
mobilnych nie trzeba przekonywać. Oni już dawno zostali pozyskani udziałem w
powyborczych zdobyczach przypadających zorganizowanym sitwom. Machina
propagandowa obwiesza miasta i wioski dziesiątkami tysięcy plakatów, obrzuca
milionami ulotek. Wydrukowano w nich miliony kłamliwych obietnic. Kłamie każdy
ktokolwiek ma interes, żeby wprowadzić do organów władzy ludzi, którzy będą tam
dbać i pilnować jego interesów. Nawet Kościół nie jest wolny od tej
przypadłości. Wprawdzie oficjalnie kler nie wskazuje na kogo wierni mają
głosować, ale zaradni proboszczowie potrafią zadbać, żeby parafianie głosowali
na osoby najbardziej przyjazne Kościołowi. Słowo stało się kłamstwem.


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna