Powrót kołtuna
Wprawdzie nie jest Polska papugą i pawiem narodów, jak dumnie głosił niegdyś jeden z wielkich jej
romantyków, to jednak jest krajem szczególnym. Nie istnieje w świecie bowiem
żaden inny naród, który mając tak wysokie o sobie mniemanie, miał tak bardzo fatalną opinię u społeczności
międzynarodowej. Małe to pocieszenie, że skalę zawstydzenia znacznie pomniejsza
fakt, iż tylko niewielka część globalnej populacji słyszała coś o naszym kraju
i potrafi ze słowem Poland skojarzyć jakieś zjawisko, osobę lub wydarzenie.
Polakowi funkcjonującemu wyłącznie w krajowym piekiełku natychmiast rzednie
mina, kiedy zetknie się ze spojrzeniem na Polskę od strony epicentrum
cywilizacji, które od blisko stu znajduje się w po drugiej stronie Atlantyku, a
nie jak się większości z nas wydaje w Watykanie. Światowe platformy do
publikacji elektronicznych dzieł literackich w ogóle nie przyjmują do
rozpowszechniania utworów napisanych po polsku. Jeśli jednak polski autor
wykaże się żelazną konsekwencją, żeby osiągnąć cel przekona się, że w spisie
krajów europejskich brakuje Polski, a obszar na wschód od Odry figuruje jako
Rosja i Europa Wschodnia.
Bolesny to policzek dla kogoś wychowanego przez dom i szkołę
w przekonaniu o wielkości, bohaterstwie, martyrologii oraz szczególnej roli
Polski i Polaków, zapisanej rzekomo na
kartach historii. Niestety taki zapis istnieje niemal wyłącznie w wydawanych po
polsku publikacjach i w rodzimych, szkolnych podręcznikach. Rozpływa się więc,
jak kropla wody w morzu, w zalewie światowej informacji. Zdarza się niekiedy,
że jakieś związane z Polską wydarzenie pojawia się w czołówkach światowych
mediów, lecz znika szybko jak kometa, ciągnąc za sobą coraz mniej widoczny ogon
przychylnych komentarzy. Od wielkiego dzwonu Polak staje się idolem globalnego
mainstreamu, jak swego czasu Karol
Wojtyła. Niestety zapamiętali czciciele polskiego papieża nie zbyt wiele
skorzystali z głębokich treści jego pontyfikatu, zadawalając się udziałem w powszechnym
trendzie nadawania jego imienia tysiącom szkół, szpitali, ulic i w budowie jego
pomników jeszcze za jego życia. Przejawia się w tym zjawisku społecznym typowa
dla Polaków fasadowość działania, na zasadzie zróbmy coś, żeby ludzie widzieli,
jacy to jesteśmy szlachetni. Jeszcze lepiej od stawiania wybitnym rodakom
ołtarzy udaje się Polakom niszczenie ludzi, którym udało się osiągnąć coś
wielkiego. Do ściągania z piedestału potrafią zaangażować nawet specjalnie do
tego powołane instytucje. Sztandarowym przykładem szargania uznanego w świecie
polskiego autorytetu jest szkalowanie Lecha Wałęsy przez etatowych pracowników
Instytutu Pamięci Narodowej, instytucji powołanej z myślą zaspokojenia potrzeb prawicowego
rewanżyzmu.
Skłonność do permanentnej kłótni i anarchii doprowadziła
ongiś Rzeczpospolitą szlachecką do stanu masy upadłościowej, którą podzieliły
się ościenne mocarstwa. Jakże mogłoby być inaczej skoro cała gospodarka poza
rolnictwem pozostawała w obcych, głównie niemieckich i żydowskich rękach. W
czasach kiedy kraje zachodniej Europy kolonizowały zewnętrzny świat, polscy panowie trzymali chłopstwo w karbach pańszczyźnianego
niewolnictwa. Płynący z Zachodu powiew rewolucji przemysłowej nie zdołał się
więc przebić przez sarmackie, zaściankowe opłotki, pozostawiając trzon narodu w
okowach guseł, ciemnoty i zabobonu. Nie lepiej było po szczęśliwym odzyskaniu
niepodległości. Na szczytach władzy trwały nieustannie potępieńcze swary. Mimo
tego zlepione naprędce z trzech, stworzonych przez zaborców systemów
administracyjnych państwo, tocząc zwycięskie walki odzyskało ogromne
terytorium. Niestety po dwudziestu latach własnych, nieudolnych rządów bezsilna
II Rzeczpospolita błyskawicznie uległa agresji tych samych sąsiadów, którzy w
międzyczasie zwielokrotnili swoją potęgę. W godzinie próby rządzący Polską
panowie zwiali w popłochu za granicę, nie oglądając się na los narodu,
porzuconego na pastwę okupantów.
Duży kraj leżący w centrum Europy eksportował poza
produktami rolnymi tylko prymitywną siłę
roboczą. Skoro tak, to od wieków na opinię naszego narodu pracowały setki
tysięcy emigrantów. poszukujących lepszego życia na całym świecie, a głownie w
rozwiniętych gospodarczo krajach zachodniego kręgu cywilizacyjnego. Za chlebem
wędrowali przede wszystkim mieszkańcy najbiedniejszych i najbardziej zacofanych
regionów Polski, zabierając ze sobą przesiąknięty pańszczyźnianym systemem
wartości światopogląd. Ten bagaż ciemnoty i
poddaństwa stawiał Polaków od razu na straconej pozycji w konkurencji z
innym nacjami, rywalizującymi w tyglu cywilizacyjnym, ogrzewanym przez
„amerykańskie marzenie”. Pisał o tym Henryk Sienkiewicz w „Listach z podróży do
Ameryki”. Podziwiał natomiast nadzwyczajne zdolności i spryt polskich Żydów,
którzy w krótkim czasie potrafili odnaleźć się w wolnym społeczeństwie,
osiągając za oceanem znacznie wyższy od naszych rodaków status społeczny. Taki stan rzeczy wcale nie
oznaczał, że nie było wybitnych Polaków, wnoszących znaczący wkład w budowę
zachodniej cywilizacji. Wprost przeciwnie, długo by trzeba wymieniać ich
wybitne, a nawet epokowe osiągnięcia. Niestety sława tych czynów nie zdołała
okryć swym splendorem siermiężnego trzonu polonijnej diaspory. Stąd osławione
„polish yokes”z najcieńszą książką świata, którą miałaby być rzekomo historia
kultury Polaka.
Władcom III RP zapewne się nie podoba fakt, iż wielki
przełom w owej świadomości zaścianka poczyniła polityka oświatowa władz PRL-u.
Komunistyczny reżym oprócz tego, że gnębił ludzi o prawicowej orientacji
dokonał także, dzięki prawdziwej
rewolucji oświatowej wyłomu w mentalności najniższych warstw społecznych. Realny
socjalizm ostatecznie zbankrutował, a wtedy jednak okazało się, że zbyt krótko
trwała oświatowa ofensywa, żeby utrwalić nawyki racjonalnego myślenia w głowach
uwolnionych od moralnego kołtuna. Zaraz po odzyskaniu suwerenności kołtun
powrócił triumfalnie i rozpanoszył się skomercjalizowanych mediach. W ramach
przywróconej wolności ożyły w okamgnieniu tępione przez tamtą władzę wróżby,
gusła i zabobony. Realizm życiowy nabrał innego wymiaru. Odnalazł się w metodologii
poszukiwania dostępu do kasy. W czerpaniu z zasobów państwa, ale też w
skutecznym wyzysku bliźniego, swego. Odnowiona wiara w mity posłużyła do
oszustw i wyłudzeń na skalę dotąd niespotykaną. Co gorsze została też
skutecznie wykorzystana przez cynicznych populistów do budowy poparcia
politycznego . Gruszki na wierzbie nie rosną – o tym niby każdy wie, lecz
znakomita większość elektoratu daje się nabrać politykom, obiecującym rzeczy
znacznie mniej realne od przysłowiowych gruszek, jeśli tylko ich demagogia
ubrana zostanie w mityczne szaty z krainy cudów.
Zadziwiająco szybko odrodziła się owa klasa wyniosłych
hipokrytów, z upodobaniem walących w patetyczny, pseudopatriotyczny bęben. No cóż, sprzyjały temu zakorzenione przez wieki w społecznym podłożu: kołtuńska mentalność i takież obyczaje.
Miejsce upadłej ideologii socjalizmu wypełniła bez reszty pachnąca naftaliną
tradycja. Ta sama, która przez wieki
toczyła jak gangrena państwową i społeczną tkankę. Dotyczy to szczególnie
głębokiej prowincji, będącą domeną wszechwładzy proboszczów i odradzającego się
nowobogackiego ziemiaństwa. Osławiona wolność III RP staje się na powrót
przywilejem ludzi bogatych. bo człowiek biedny i upośledzony nigdy wolnym nie
był i nie będzie, obojętnie co byłoby zapisane w konstytucji i ustawach.
Każdego dnia trwa nieustępliwa walka o władzę pomiędzy dwiema formacjami
prawicowymi, sankcjonującymi wyzysk
człowieka przez człowieka oraz rosnącą przepaść w dochodach i poziomie życia
pomiędzy żyjącymi w luksusie elitami, a armią nędzarzy na społecznych dołach.
Te dwie formacje różnią się zasadniczo tylko w sferze obyczajowej.
Liberałowie nie bez racji głoszą, że wolna myśl ludzka jest
nośnikiem postępu cywilizacyjnego i źródłem dobrobytu, z którego korzystają
również ich przeciwnicy, preferujący przywiązanie do tak zwanych tradycyjnych
wartości i głoszący nadrzędność prawa naturalnego nad stanowionym. Zbyt łatwo
jednak zapominają, że system społeczno-gospodarczy jaki stworzyli oparty jest
na grzesznym fundamencie, zbudowanym
z ludzkiej chciwości, a
najskuteczniejszymi środkami do osiągnięcia życiowego sukcesu są: korupcja,
manipulacja, spekulacja, wyłudzenie i oszustwo. Bardziej sprawiedliwy podział
owoców wspólnej pracy usiłują zastąpić demonizowaniem wzrostu dochodu narodowego,
a ten i tak zostaje w swej lwiej części przejęty przez bogaczy, którzy tak
naprawdę wcale tego nie potrzebują. Solidaryzm międzyludzki próbują zastąpić
poniżającą godność ludzką jałmużną dla wykluczonych.
Walka o dominację na politycznej scenie, pomiędzy elitami
okopanymi w dwóch wrogich wobec siebie obozach, wspieranymi przez żyjącą
dostatnio klientelę jest stałym elementem naszej rzeczywistości. Powszechnie
używaną bronią jest mowa nienawiści. Potok insynuacji i agresywny język, używany z upodobaniem głównie przez
prawicowych radykałów pogłębia podział zbiorowości na dwa gardzące sobą bloki,
które więcej od siebie dzieli niż ze sobą łączy. Zdecydowana większość sił i
środków, będąca w posiadaniu naszych politycznych elit, służy do kreowania
populistycznego wizerunku na potrzeby marketingowe, mające na celu utrzymanie bądź powiększenie elektoratu i do
zaciekłego zwalczania politycznej konkurencji.
Para idzie w gwizdek zamiast do napędzania
naukowo-technicznej i gospodarczej lokomotywy. W rezultacie pielęgnowania
narodowych przywar Polskę dzieli taki sam dystans od krajów wysokorozwiniętych
jak na progu niepodległości w 1918 roku. Nadal jesteśmy postrzegani jako kraj
milionów emigrantów pracujących ochoczo przy zmywaku.
Nie ma wielkich sukcesów bez nowoczesnej, twórczej myśli,
wspartej mrówczą pracą i wyrzeczeniami. Przykładów na poparcie tej tezy jest nie mało. Można ich
również szukać w historii polskiego sportu. Legendarny trener polskich
siatkarzy Hubert Wagner nosił przydomek „Kat”. Wychowawca mistrzów olimpijskich
z Montrealu zasłynął ołowianymi obciążnikami nóg z którymi nakazał skakać
podczas treningów do wysoko lecącej piłki. Po odrzuceniu balastu świetnie wytrenowani
zawodnicy fruwali podczas meczów wysoko, budząc popłoch w szeregach oniemiałych
rywali. Efekty jak wiemy były nadzwyczajne. Dziś trzeba Polakom odrzucić ołowiany
balast obyczajowych reliktów. Wyzwolić się od krępujących umysły ludzkie złogów
pańszczyzny, zabobonu i kołtuństwa. Inaczej nie ma co marzyć o trwałym
zacumowaniu wśród nowoczesnych, bogatych narodów. Tyle tylko, że ci bogaci
hołdują teraz wybujałej konsumpcji, a my usiłujemy im dorównać w hulaszczym
stylu życia.


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna