Trzeci Rzym - część III
USA i UE są dziś ośrodkiem siły sprawczej i epicentrum
zachodniej cywilizacji, odpowiednikiem antycznej Grecji i Rzymu w naszych
czasach. Idea spajająca ten system społeczny zapisana jest jako prawo do
wolności dla każdego człowieka i szacunku dla jego osobowości. Wszystkie inne
prawa i zasady życia społecznego muszą uwzględniać tę maksymę w możliwie jak
największym stopniu. To ideał, wdrażany mozolnie, z niemałym trudem i z mniej
niż połowicznym sukcesem. Dzieje się tak z powodu zewnętrznych i wewnętrznych
zagrożeń. W systemie, gdzie do wiążących decyzji dochodzi się drogą
wielostronnych uzgodnień i kompromisów trudno o szybką odpowiedź na agresywne
działania tych podmiotów polityki światowej, które preferują rządy silnej ręki.
Nie rzadko więc dochodzi do konfliktów interesów z satrapiami, bo te choć z
ochotą korzystają z osiągnięć i dobrodziejstw cywilizacyjnych, to szczerze
nienawidzą najważniejsze państwa z jej kręgu. Powodem tej bezinteresownej
zawiści jest przewaga technologiczna krajów Zachodu i powszechna dostępność
towarów, usług i dóbr kulturalnych jaką zapewniają swoim społeczeństwom. Jednym
zdaniem trwa nieustanna rywalizacja demokracji z despotią.
Zagrożenia ze strony napierających na wolny świat reżymów
totalitarnych mogą w przyszłości okazać się dla zgubne. Na razie jednak
bardziej groźne są wewnętrzne sprzeczności wynikające z rosnących nierówności
społecznych i narodowych egoizmów. Kryzys ukraiński obnażył błędy amerykańskiej
polityki wobec Rosji z ostatnich lat. Rosyjskie wyzwanie wyraźnie zaskoczyło
prezydenta Obamę. Ugłaskiwanie rosyjskiego niedźwiedzia przyniosło odwrotny
skutek od zamierzonego. Przy pierwszym poważniejszym konflikcie interesów Misza
stanął na dwóch łapach i zaryczał, przypominając o ukrytych w tajdze
wielogłowicowych nośnikach atomowej zagłady. Jeszcze gorzej w godzinie próby
spisała się Unia Europejska. Szacowne gremium przywódców 27 państw po długich
targach nałożyło na Moskwę papierowe sankcje, z których Putim z Ławrowem
uśmiali się zapewne do rozpuku przy butelce koniaku. Okazało się bowiem, że
unijni potentaci do tego stopnia bezmyślnie uzależnili się od handlu z Rosją,
że sankcje gospodarcze z prawdziwego zdarzenia nałożone na rosyjskiego agresora
zwróciłyby się przeciw nim ze zdwojoną siłą.
Polityczną krótkowzrocznością wykazały się w szczególny
sposób Niemcy. Socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schreder wbrew interesom
unijnej i natowskiej Polski zbratał się do tego stopnia z Gazpromem, że
zafundował niemieckim koncernom Nord Stream, czyli gazociąg z Rosji do Niemiec
po dnie Bałtyku. Zgodę na tę inwestycję wynagrodził Niemcom Putin najniższą
ceną gazu, a byłemu już kanclerzowi prestiżowym stanowiskiem rady nadzorczej w
spółce eksploatującej rurociąg, z bajecznym uposażeniem liczonym w milionach
euro. Zaspokojenie chciwości niemieckiego kanclerza , który sam mówi o sobie,
że utrzymuje trzy byłe i jedną aktualną żonę, oraz żądnych wysokiego zysku
menedżerów niemieckiego biznesu zaowocowało kompletnym uzależnieniem od dostaw
rosyjskiego gazu. Zwłaszcza po rezygnacji rządu z energetyki jądrowej,
wymuszonej przez społeczne protesty,
wywołane awarią japońskiej elektrowni atomowej Fukuszima.
Na podobną skalę interesy z Rosją mają też inni unijni
potentaci, a szczególnie niebezpieczny jest transfer do tego wojowniczo nastawionego
mocarstwa najnowocześniejszych osiągnięć europejskiego przemysłu zbrojeniowego.
W tym miejscu się kłania wcześniej przytoczona przypowieść o produkowaniu
powrozu na własną szyję.
Znając dobrze największe przypadłości społeczeństw i rządów
tak zwanego „wolnego świata” prezydent Rosji śmiało dąży do osiągnięcia swoich,
imperialistycznych celów, bez obawy o skutki ograniczonej konfrontacji. W
konflikcie z Zachodem posiada zdecydowaną przewagę, bowiem ani chwili nie
zawaha się użyć armii, gdy tymczasem Zachód wyklucza użycie potęgi wojskowej,
ograniczając się do werbalnego poparcia Ukrainy, zabiegów dyplomatycznych i
mało skutecznych sankcji. Moskwa starym, radzieckim zwyczajem nie ustępuje ze
swoich pozycji ani o krok. W myśl zasady – Co moje to nie rusz, a o tym co
twoje możemy ponegocjować. Towarzyszy temu zmasowany atak zakłamanej,
kremlowskiej propagandy we wszystkich rosyjskojęzycznych mediach. W tak
podgrzanej, nacjonalistycznej atmosferze Putin realizuje swój plan B. Wydarzenia na Majdanie zniweczyły bliski już
sukces połknięcia na raz całej Ukrainy,
przy pomocy podpisu Janukowycza pod deklaracją akcesu do Unii Euroazjatyckiej.
Został więc zmuszony do rozerwania zdobyczy na kawałki przy pomocy nasyłanych
dywersantów, szpiegów i zakamuflowanych żołnierzy sił specjalnych. Najpierw
Krym, potem południowo wschodnie obwody i wreszcie Kijów, nazywany przez
nacjonalistów-wielkorusów matką rosyjskich miast.
Siłą nośną i bazą dla tej wyjątkowo podłej, kreciej,
niestety krwawej roboty jest „piąta kolumna” w postaci kilku milionów Rosjan
zamieszkujących Ukrainę, podburzanych przez zmasowaną, kłamliwą, kremlowską
propagandę. Korzenie tej metody tkwią głęboko w tradycji sowieckiej, kiedy to
najbardziej zakłamana gazeta na świecie nosiła tytuł „Prawda”, a rządzący Rosją
politrucy gotowi byli w obronie głoszonych przez siebie kłamstw skoczyć każdemu
adwersarzowi do gardła, uwięzić i wysłać na białe niedźwiedzie. Cała ta hucpa z
prawem Rosji do zbrojnej interwencji za granicą, rzekomo w obronie mówiących po
rosyjsku obywateli ościennych państw,
nie wróży dobrze narodom mającym nieszczęście pozostawać kiedyś pod
rosyjskim panowaniem. Szczególnie tym zamieszkałym przez znaczącą mniejszość
rosyjską, ale nie tylko, bo raz uwolniony ekspansjonizm rosyjski nie poprzestanie
na drobnych zdobyczach.
Sny Putina o potędze mają bowiem zmaterializować się w
wyniesieniu Moskwy do rangi Trzeciego Rzymu, który według prawosławnej
mitologii, stanie się po Rzymie antycznym i Bizancjum nowym centrum świata.
Potwierdzenie tej tezy można znaleźć w dumnej zapowiedzi Władimira
Władimirowicza, że Moskwa już wkrótce przejmie od Zachodu rolę największego
centrum finansowego naszego globu. Wypowiedź ta, zlekceważona swego czasu przez
analityków rosyjskiej polityki w powiązaniu z szalonym wzrostem wydatków Rosji
na wyposażenie armii mogła być wczesną przestrogą dla Zachodu. Niestety tak się
nie stało. Kto wie, czy rosnąca w siłę autorytarna Rosja nie spełni roli
podobnej do plemion germańskich, dewastujących starożytny Rzym. Ale to nie
wszystko. Nie wiadomo kiedy eksploduje chiński balon, a wojujący islam nie
powiedział jeszcze ostatniego słowa. Największym jednak zagrożeniem dla
cywilizacji Zachodu jest postępująca dysproporcja w poziomie życia pomiędzy
bogatymi, marnotrawnymi centrami konsumpcjonizmu,
a otaczającymi je kontynentami nędzy Trzeciego Świata. Społeczne nierówności
rosną szybko nawet w krajach dobrobytu. Te wszystkie zjawiska to prawdziwy
koktajl Mołotowa, który prędzej czy później musi sprokurować wielki wybuch. No
chyba, że możnym tego świata spadnie z oczu łuska egoizmu i chciwości.


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna