poniedziałek, 12 maja 2014

Trzeci Rzym - część III




USA i UE są dziś ośrodkiem siły sprawczej i epicentrum zachodniej cywilizacji, odpowiednikiem antycznej Grecji i Rzymu w naszych czasach. Idea spajająca ten system społeczny zapisana jest jako prawo do wolności dla każdego człowieka i szacunku dla jego osobowości. Wszystkie inne prawa i zasady życia społecznego muszą uwzględniać tę maksymę w możliwie jak największym stopniu. To ideał, wdrażany mozolnie, z niemałym trudem i z mniej niż połowicznym sukcesem. Dzieje się tak z powodu zewnętrznych i wewnętrznych zagrożeń. W systemie, gdzie do wiążących decyzji dochodzi się drogą wielostronnych uzgodnień i kompromisów trudno o szybką odpowiedź na agresywne działania tych podmiotów polityki światowej, które preferują rządy silnej ręki. Nie rzadko więc dochodzi do konfliktów interesów z satrapiami, bo te choć z ochotą korzystają z osiągnięć i dobrodziejstw cywilizacyjnych, to szczerze nienawidzą najważniejsze państwa z jej kręgu. Powodem tej bezinteresownej zawiści jest przewaga technologiczna krajów Zachodu i powszechna dostępność towarów, usług i dóbr kulturalnych jaką zapewniają swoim społeczeństwom. Jednym zdaniem trwa nieustanna rywalizacja demokracji z despotią.

Zagrożenia ze strony napierających na wolny świat reżymów totalitarnych mogą w przyszłości okazać się dla zgubne. Na razie jednak bardziej groźne są wewnętrzne sprzeczności wynikające z rosnących nierówności społecznych i narodowych egoizmów. Kryzys ukraiński obnażył błędy amerykańskiej polityki wobec Rosji z ostatnich lat. Rosyjskie wyzwanie wyraźnie zaskoczyło prezydenta Obamę. Ugłaskiwanie rosyjskiego niedźwiedzia przyniosło odwrotny skutek od zamierzonego. Przy pierwszym poważniejszym konflikcie interesów Misza stanął na dwóch łapach i zaryczał, przypominając o ukrytych w tajdze wielogłowicowych nośnikach atomowej zagłady. Jeszcze gorzej w godzinie próby spisała się Unia Europejska. Szacowne gremium przywódców 27 państw po długich targach nałożyło na Moskwę papierowe sankcje, z których Putim z Ławrowem uśmiali się zapewne do rozpuku przy butelce koniaku. Okazało się bowiem, że unijni potentaci do tego stopnia bezmyślnie uzależnili się od handlu z Rosją, że sankcje gospodarcze z prawdziwego zdarzenia nałożone na rosyjskiego agresora zwróciłyby się przeciw nim ze zdwojoną siłą.

Polityczną krótkowzrocznością wykazały się w szczególny sposób Niemcy. Socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schreder wbrew interesom unijnej i natowskiej Polski zbratał się do tego stopnia z Gazpromem, że zafundował niemieckim koncernom Nord Stream, czyli gazociąg z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku. Zgodę na tę inwestycję wynagrodził Niemcom Putin najniższą ceną gazu, a byłemu już kanclerzowi prestiżowym stanowiskiem rady nadzorczej w spółce eksploatującej rurociąg, z bajecznym uposażeniem liczonym w milionach euro. Zaspokojenie chciwości niemieckiego kanclerza , który sam mówi o sobie, że utrzymuje trzy byłe i jedną aktualną żonę, oraz żądnych wysokiego zysku menedżerów niemieckiego biznesu zaowocowało kompletnym uzależnieniem od dostaw rosyjskiego gazu. Zwłaszcza po rezygnacji rządu z energetyki jądrowej, wymuszonej przez społeczne protesty,  wywołane awarią japońskiej elektrowni atomowej Fukuszima.
Na podobną skalę interesy z Rosją mają też inni unijni potentaci, a szczególnie niebezpieczny jest transfer do tego wojowniczo nastawionego mocarstwa najnowocześniejszych osiągnięć europejskiego przemysłu zbrojeniowego. W tym miejscu się kłania wcześniej przytoczona przypowieść o produkowaniu powrozu na własną szyję.

Znając dobrze największe przypadłości społeczeństw i rządów tak zwanego „wolnego świata” prezydent Rosji śmiało dąży do osiągnięcia swoich, imperialistycznych celów, bez obawy o skutki ograniczonej konfrontacji. W konflikcie z Zachodem posiada zdecydowaną przewagę, bowiem ani chwili nie zawaha się użyć armii, gdy tymczasem Zachód wyklucza użycie potęgi wojskowej, ograniczając się do werbalnego poparcia Ukrainy, zabiegów dyplomatycznych i mało skutecznych sankcji. Moskwa starym, radzieckim zwyczajem nie ustępuje ze swoich pozycji ani o krok. W myśl zasady – Co moje to nie rusz, a o tym co twoje możemy ponegocjować. Towarzyszy temu zmasowany atak zakłamanej, kremlowskiej propagandy we wszystkich rosyjskojęzycznych mediach. W tak podgrzanej, nacjonalistycznej atmosferze Putin realizuje swój plan B.  Wydarzenia na Majdanie zniweczyły bliski już sukces połknięcia na raz  całej Ukrainy, przy pomocy podpisu Janukowycza pod deklaracją akcesu do Unii Euroazjatyckiej. Został więc zmuszony do rozerwania zdobyczy na kawałki przy pomocy nasyłanych dywersantów, szpiegów i zakamuflowanych żołnierzy sił specjalnych. Najpierw Krym, potem południowo wschodnie obwody i wreszcie Kijów, nazywany przez nacjonalistów-wielkorusów matką rosyjskich miast.

Siłą nośną i bazą dla tej wyjątkowo podłej, kreciej, niestety krwawej roboty jest „piąta kolumna” w postaci kilku milionów Rosjan zamieszkujących Ukrainę, podburzanych przez zmasowaną, kłamliwą, kremlowską propagandę. Korzenie tej metody tkwią głęboko w tradycji sowieckiej, kiedy to najbardziej zakłamana gazeta na świecie nosiła tytuł „Prawda”, a rządzący Rosją politrucy gotowi byli w obronie głoszonych przez siebie kłamstw skoczyć każdemu adwersarzowi do gardła, uwięzić i wysłać na białe niedźwiedzie. Cała ta hucpa z prawem Rosji do zbrojnej interwencji za granicą, rzekomo w obronie mówiących po rosyjsku obywateli ościennych państw,  nie wróży dobrze narodom mającym nieszczęście pozostawać kiedyś pod rosyjskim panowaniem. Szczególnie tym zamieszkałym przez znaczącą mniejszość rosyjską, ale nie tylko, bo raz uwolniony ekspansjonizm rosyjski nie poprzestanie na drobnych zdobyczach.

Sny Putina o potędze mają bowiem zmaterializować się w wyniesieniu Moskwy do rangi Trzeciego Rzymu, który według prawosławnej mitologii, stanie się po Rzymie antycznym i Bizancjum nowym centrum świata. Potwierdzenie tej tezy można znaleźć w dumnej zapowiedzi Władimira Władimirowicza, że Moskwa już wkrótce przejmie od Zachodu rolę największego centrum finansowego naszego globu. Wypowiedź ta, zlekceważona swego czasu przez analityków rosyjskiej polityki w powiązaniu z szalonym wzrostem wydatków Rosji na wyposażenie armii mogła być wczesną przestrogą dla Zachodu. Niestety tak się nie stało. Kto wie, czy rosnąca w siłę autorytarna Rosja nie spełni roli podobnej do plemion germańskich, dewastujących starożytny Rzym. Ale to nie wszystko. Nie wiadomo kiedy eksploduje chiński balon, a wojujący islam nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Największym jednak zagrożeniem dla cywilizacji Zachodu jest postępująca dysproporcja w poziomie życia pomiędzy bogatymi,  marnotrawnymi centrami konsumpcjonizmu, a otaczającymi je kontynentami nędzy Trzeciego Świata. Społeczne nierówności rosną szybko nawet w krajach dobrobytu. Te wszystkie zjawiska to prawdziwy koktajl Mołotowa, który prędzej czy później musi sprokurować wielki wybuch. No chyba, że możnym tego świata spadnie z oczu łuska egoizmu i chciwości.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna