Na fali chaosu
Historia nauczycielka życia ma
wiele dowodów na to, że każdy rewolucjonista, jeśli już rebelia, w której uczestniczy wyjdzie
zwycięsko z dziejowego zakrętu, szybko i bez skrupułów porzuca szczytne hasła, które służyły mu za
legitymację, uprawniającą do walki z ekipą dotychczas dzierżącą władzę. Nowa
władza zawsze szybko wchodzi w pielesze, z których wyrugowała obalonych
poprzedników. Zaczyna obrastać w tłuszczyk, ustanawia takie prawa i tworzy
struktury, które mają zapewnić jej hegemonię nad społeczeństwem. Konia z rzędem
temu z dzisiejszych prominentów który potrafiłby bezbłędnie wymieć 21
postulatów ogłoszonych w upadłej dziś stoczni, sformułowanych przez słynny Zakładowy Komitet Strajkowy. Wydaje się, że już nie chcą pamiętać o co walczyli,
związkowi działacze szczodrze obdarowywani Orłami Białymi przez kolegę
prezydenta.
Po nieudanym eksperymencie z
socjalizmem realnym, Polska w krótkim czasie cofnęła się mentalnie sto lat. Rozwarstwienie społeczne
jest dziś nawet większe niż w szczytowym okresie rozwoju dzikiego kapitalizmu.
Co gorzej idą w ruinę budowane przez lata z wielkim pietyzmem instytucje i
systemy, regulujące wzajemne relacje elit z dołami społecznymi. Pod naporem
chciwości wyrosłej na nieuczciwej prywatyzacji nowej burżuazji ulegają
demontażowi zdobycze socjalne, którymi
dawny system obdarzył ludzi, stanowiących trzon sił wytwórczych. O
ośmiogodzinnym dniu pracy można już tylko pomarzyć, a dawne prawo do pracy
zastąpił przywilej, skąpo przydzielany potrzebującym z wyjątkiem osób
wybranych, korzystających z układów, dojść i rodzinno-koleżeńskich konotacji.
Krokiem wstecz było powszechne
podwyższenie wieku emerytalnego przy kosmetycznym modelowaniu
przywilejów emerytalnych funkcjonariuszy państwa. Wprowadzony z propagandowym szumem
tak zwany III filar emerytalny okazał się wielkim niewypałem dla emerytów i
źródłem łatwych pieniędzy dla bezczelnych spryciarzy. Dziś z dużą dozą
prawdopodobieństwa można powiedzieć, że właśnie w tym celu został powołany do
życia.
Miejsce rozwiązań systemowych
zapewniających ludziom będącym w przymusowej potrzebie godne korzystanie z
pomocy państwa zajmuje teraz dobroczynność, a raczej chaos żebraczy, który w
dużej części sprowadza się do wspomagania w drodze łaski biedaków, których
wcześniej bezlitośnie się obrabowało na
oczach prawa, napisanego na potrzeby nowej klasy posiadającej, dążącej do
maksymalizacji zysków i pomnażania bogactwa ponad rzeczywiste potrzeby. Nie
zmienia tej prawdy nawet wspaniała akcja charytatywna Jerzego Owsiaka, która pokazuje
jak wielkie są zasoby ludzkiej solidarności, niestety odrzucone przez system
oparty na chciwości, wyzysku, lichwie i spekulacji. Społeczeństwo w sposób
nieodwracalny rozpadło się na dwa zasadnicze segmenty: beneficjentów przemian
ustrojowych i wykluczonych z podziału produktu globalnego. Nowobogaccy
zasiadają przy stołach uginających się od wszelkiej obfitości, spychając swych
mniej zachłannych i zaradnych bliźnich
do kuchni brata Alberta, cuchnących noclegowni, a w najlepszym przypadku przed
drzwi biur pomocy społecznej.
Zakotwiczenie naszego państwa w
strukturach zachodniego świata zostało okupione utratą znacznej części
odzyskanej na krótko suwerenności. W epoce globalizmu wszelka władza pochodzi
od wszechmocnej oligarchii finansowej, więc rządy państw wielkości Polski są w
pewnym sensie dyspozytariuszami i wykonawcami dyrektyw, narzucanych przez
prawdziwych suwerenów, rezydujących w światowych centrach finansowych. W
rezultacie rząd Rzeczpospolitej pełni tylko rolę zarządu krajowego, o ograniczonych
prerogatywach. Mimo tej oczywistej podległości Warszawa dysponuje na tyle
szerokim wachlarzem kompetencji, że każdego dnia toczy się na wielu frontach
bezpardonowa walka o władzę nad krajowym chaosem, nazywanym jakby dla kpiny państwem prawa.
Głównymi antagonistami w tej permanentnej batalii są dwie prawicowe formacje,
wyrosłe na tkance ruchu społecznego nazywanego kiedyś „Solidarnością”.
Upraszczając i trywializując co
nieco można scharakteryzować te
zmagania, jako walkę postu z karnawałem. Konserwatywna prawica spod znaku
smoleńskiego próbuje wyrąbać sobie dostęp do publicznych stołków, gromadząc
swój elektorat po sztandarami wiary i patriotyzmu. Ukrywa przy tym skrzętnie
prawdziwe oblicze elitarnej formacji, dążącej do pełnego dostępu do publicznej
kasy i bezwzględnego podporządkowania sobie społeczeństwa, o którym cynicznie
mówi, że ciemny lud wszystko kupi, jeśli będzie poddany skutecznej manipulacji.
Dotyczy to szczególnie tak zwanego „ludu bożego”. Inna prawicowa potęga o
liberalnym zabarwieniu broni zaciekle zdobytych przed kilkoma laty pozycji
rządowych. Pierwszeństwo w sondażach zawdzięcza preferowaniu konsumpcyjnego
stylu życia. Niestety nie wszyscy mają to szczęście uczestniczyć w biesiadzie.
Oba te odłamy utrzymują się na wierzchołku życia politycznego tylko dlatego, że
zbudowały model pozwalający ludziom żyć na kredyt, czyli na koszt przyszłych
pokoleń.
O tej bezwzględnej rywalizacji
dają znać raz po raz incydenty, które niczym tryskające gejzery przypominają, o wrzeniu pod cienką
warstwą blichtru, złożonego z kłamstwa, hipokryzji i obłudy. Kolejny dowód
potwierdzający tę tezę to komentarz sędziego Igora Tulei, który otworzył oczy
społeczeństwa na metody budowania tak zwanej IV RP, przy pomocy partyjnej
policji politycznej, która miała dostarczać dowody korupcji, ale tylko wśród
funkcjonariuszy i zwolenników konkurencyjnych partii. Na czele tej supersłużby
postawiono znanego zadymiarza i tytułowano go ministrem. Za publicznie
ujawnienie bezprawnego i represyjnego działania władzy spotkały sędziego
niewybredne ataki z tego samego repertuaru, jakim posłużono się przy
prześladowaniu, doprowadzonej do tragicznej śmierci opozycyjnej posłanki Barbary Blidy. Nie daj Bóg, żeby
odważny sędzia, który wypełnił swój obowiązek
okazał się kolejną ofiarą tej brudnej wojenki.


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna