czwartek, 30 czerwca 2011

Chleba naszego


              Szacunek dla chleba był przekazywany z mlekiem matki, z pokolenia na pokolenie. Starsze roczniki sięgają pamięcią do czasów, kiedy wypuszczoną nieopatrznie z rąk kromkę należało podnieść z szacunkiem i pocałować. Poszanowanie chleba brało się z jego niedostatku, ale też szacunku dla trudu i znoju, znaczących cały cykl pozyskiwania plonów. Począwszy od katorżniczej wprost orki, po niemniej obficie zroszone chłopskim potem, pod palącym słońcem żniwa, aż do omłotów chlebodajnego ziarna zbóż.

Dziś w strefie objętej zachodnią cywilizacją chleba mamy dostatek, żeby nie powiedzieć nadmiar. Powstały nawet z wybujałej fantazji szalonych dietetyków modne normy żywieniowe, w których recepturze dla chleba naszego powszedniego, posądzanego o niekorzystny wpływ na wzrost otyłości przekarmionego społeczeństwa, nie ma już miejsca.

Preferuje się rezygnację z pieczywa na rzecz wysokobiałkowych preparatów mięso podobnych. Trudno się dziwić, że nie mieści się to w głowie człowiekowi, który słyszał z ust własnego ojca twierdzenie, że samo mięso zjada tylko wilk. Widać wilcza natura stała się integralną częścią osobowości współczesnych ludzi.

Inna rzecz, czy masowo dziś produkowane wyroby piekarnicze zasługują jeszcze na miano chleba, czy też są to tylko wyroby chlebopodobne, substytuty prawdziwego chleba? Zwolennicy zdrowego, tradycyjnego żywienia z niepokojem obserwują powrót do praktykowanych w stanie wojennym metod wytwarzania pokracznych substytutów w miejsce prawdziwych, wysokiej, jakości produktów żywnościowych.

Tyle tylko, że wtedy produkcja wyrobów czekolado podobnych była wymuszona brakiem ziarna kakaowego, będącym efektem sankcji ekonomicznych, nałożonych na nasz kraj przez prezydenta USA Ronalda, Regana, o czym zdajemy się nie pamiętać, nazywając jego imieniem ulice w naszych miastach, nie licząc się z odczuciami starszego pokolenia, które dzięki niemu zapomniało na kilka lat smaku prawdziwej czekolady.

Dziś prawdziwego chleba już nie ma. W czasach, kiedy liczy się wyłącznie zysk, fałszuje się produkty spożywcze z całkiem innych przyczyn. W pogoni za większą kasą faszeruje się chlebowe ciasto różnymi specyfikami, choć od wieków wiadomo, że do wypieczenia smacznego chleba nie trzeba nic więcej poza dobrej, jakości mąką i czystą wodą. Żaden w liczących się producentów, dość często mrożonego przed wypiekiem chleba nie chce się pochwalić ile rzekomych polepszaczy zawiera produkowane na wielką skalę pieczywo.

Z tego powodu na proste pytanie ile jeszcze jest mąki w chlebie trudno jest odpowiedzieć, choć nieco światła na tę kwestię rzuca procentowe zestawienie kosztów produkcji.  Według Instytutu Polskie Pieczywo surowce stanowią zaledwie 30% ceny chleba a koszty produkcji  5 %. Z danych tych wynika, że dwie trzecie ceny kilograma chlebowego pieczywa przypada na koszty pośrednie i marże handlowe.

Jak się to ma do przedwojennych relacji, kiedy cena 1 kilograma chleba była równa cenie 1 kilograma mąki a piekarz utrzymywał się z nadpieku? Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Stare porzekadło głosi, że od myszy do cesarza wszyscy żyją z gospodarza. Parafrazując to przysłowie można śmiało powiedzieć, że dziś wszyscy żyją z bochenka chleba, który jest coraz mniejszy, droższy i nasycony chemią, obniżającą odporność na choroby jego konsumentów.

Tak, więc na chlebie naszym powszednim żeruje sobie w majestacie prawa cała plejada pośredników, zgarniających niemal cały zysk pochodzący z jego wypieku a wśród nich rozpiera się rosnący nieustannie aparat państwa, pobierający na swoje utrzymanie podatek VAT i inne podatki pośrednie, ukryte w cenach surowców i paliw zużywanych do jego produkcji.

Niestety sprawność i przydatność tej wyhodowanej na coraz droższym chlebie biurokracji, jest odwrotnie proporcjonalna do jej wielkości. Im liczniejsza i bardziej kosztowna jest państwowa i samorządowa administracja tym gorzej spełnia swoją służebną rolę wobec społeczeństwa. Mirabile dictu.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna