Powyborczy galimatias
Nie pierwszy to raz większość dorosłych Polaków wypięła się na demokrację omijając w niedzielę z daleka lokale, w których oczekiwały na nich karty wyborcze z nazwiskami kilku tysięcy kandydatów na beneficjentów panującego nam miłościwie od 22 lat systemu społecznego.
Zgodnie z oczekiwaniami frekwencja okazała się wyraźnie niższa od tej z wyborów samorządowych. Zbrakło, bowiem motywacji dla potężnej armii uzależnionych od alkoholu i meneli głosujących zazwyczaj w zamian za trunki oferowane przez podwożących ich do obwodów głosowania kandydatów, szukających ścieżek dostępu do samorządowych pieniędzy.
Wybór został dokonany na niekorzyść szturmujących po raz kolejny parlamentarne siedziska ortodoksyjnych konserwatystów mocno wspieranych przez kler szukający sposobów na realizację swoich celów religijnych i materialnych, przy pomocy nakazów i sankcji państwowych, wymierzonych we wszystkich obywateli, również tych pozostających poza sferą wpływów Kościoła.
Nieznaczna większość uczestników wyborczego spektaklu udzieliła poparcia koalicji sprawującej władzę w kraju przez ostatnie cztery lata, dając tym samym wyraz swego zadowolenia ze statusu materialnego, który osiągnęła bądź zdołała utrzymać za rządów liberalno-ludowego przymierza parlamentarnego.
Nie przeszkodził im w udzieleniu poparcia rządzącej elicie fakt, że status materialny i komfort życiowy osiągnęli dzięki przejedzonym setkom miliardów z wyprzedaży majątku narodowego i postępującego wciąż, grożącego kryzysem finansowym zadłużenia państwa oraz jego obywateli, na spekulujących rynkach finansowych.
Taka postawa społeczeństwa wywodzi się, jako żywo od filozofii życiowej wyrażonej niegdyś słynnym zawołaniem, jedz, pij i popuszczaj pasa. Jest to zupełnie zrozumiałe, bo dla ludu zawsze ważniejszy jest dzisiejszy dostatek od przepowiedni przyszłej biedy, która może przyjść, ale wcale nie musi.
Nic, więc dziwnego, że tak znaczny odłam społeczeństwa opowiedział się za kontynuacją dotychczasowej polityki przez ludzi orbicie władzy, skoro panuje powszechne mniemanie, iż o państwowe długi powinno się troszczyć państwo, a te, które sami zaciągnęliśmy w bankach jakoś się spłaci. Taki a nie inny wybór determinował też brak sensownej alternatywy ze strony parlamentarnej opozycji.
Tak dalej jednak być nie może. Wiedzą o tym doskonale politycy, którzy odnieśli wyborczy sukces. Inaczej nieodwołanie czeka nas los podobny do Grecji, gdzie po latach popuszczania pasa dług osiągnął monstrualne rozmiary a wpadający w panikę o swoje pieniądze wierzyciele nie chcą już więcej na ładne oczy pożyczać.
Jeśli proces zadłużania nie zostanie zatrzymany czeka nas podobny do Greków los. Masowe bezrobocie, obniżenie wynagrodzeń, obcięcie emerytur i rent. Tym bardziej, że podobnie jak w Grecji, gdzie piękne kurorty i eleganckie hotele należą do zachodniego kapitału, także nasz z nazwy przemysł i potężne sieci handlowe pracują na korzyść zagranicznych inwestorów, generując w kraju tylko miejsca pracy, zazwyczaj słabo opłacane.
Na szczęście jest w Polsce jeszcze czas ku temu, żeby zmienić ten wiodący w przepaść trend. W ciągu najbliższych trzech lat nie będzie w kraju wyborów. Taka sytuacja stwarza rządzącym szansę na dokonanie głębokiej, być może bolesnej dla części elektoratu reformy finansów publicznych.
Nie należy, więc dłużej wahać się przed wprowadzeniem kompleksowej reformy administracji państwowej i samorządowej, szkolnictwa, sądownictwa oraz wszystkich innych służb publicznych, pod katem zwiększenia efektywności ich działania i znacznego odchudzenia kadrowego, a miejsca pracy tworzyć w sferze produkcji rynkowej i eksportowej.
Dobrze może się przysłużyć reformatorom ułatwienie dostępu młodym ludziom do aż 360 zawodów z mocno ograniczoną dziś przez szczelne korporacje możliwością ich wykonywania. Państwo musi wspierać inowacyjność w gospodarce i ekspansję eksportową naszych produktów i promować sensowne inicjatywy zmierzające do uzyskania nadwyżki w wymianie gospodarczej z zagranicą.
Trampoliną dla takich pozytywnych działań musi być zaniechanie fetyszyzacji pieniądza, odejście od zbędnej celebry, pogoni za modnymi, lecz zbędnymi dla godnego życia gadżetami, za tym wszystkim, co świeci się i błyszczy, lecz rzadko niesie ze sobą jakieś wyższe wartości. Tylko czy się znajdzie taki odważny polityk, który zaproponuje nowy, tchnący, choć nieco altruizmem model rozwoju życia społecznego.
Nie podobna już odkładać reform ad calendas, Graecas.


Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna