poniedziałek, 28 marca 2011

Tragikomedia narodowa

Polska jest kondominium rosyjsko-niemieckim rządzonym przez zdrajców i zaprzańców. Oto ciężkie i lepkie od nienawiści słowa, które padają pod adresem prezydenta, premiera, rządu i większości parlamentarnej rzekomo Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Jakiż to wredny wróg Polaków ośmiela się rzucać te i inne podobne kalumnie na demokratycznie wybrane władze naszego kraju? Kto się ośmiela lżyć wysokich przedstawicieli, wybrańców katolickiego narodu, który dał światu jednego z najwybitniejszych papieży, na spotkania, z którym przychodziły miliony ludzi w dziesiątkach krajów świata? Jacy to zewnętrzni wrogowie szkalują na oczach świata jedynego znanego powszechnie, żyjącego Polaka, laureata pokojowej nagrody Nobla? Wrogów naszego państwa nie musimy szukać daleko. Oni, niestety są wśród nas. Wywodzą się z tego samego ruchu społecznego wyrosłego na bazie społecznych protestów przeciwko komunistycznej władzy. Do części elit wywodzących się z nadania „Solidarności” należy dziś pełnia władzy w państwie polskim. Pozostali kombatanci z epoki styropianu pałają do swoich współbraci nienawiścią o piekło większą niż kiedyś do totalitarnego reżymu. Obie te polityczne formacje zaciekle zwalczające się, na co dzień i od święta urządziły 16 marca w Sejmie żenujące widowisko debatując nad polityką zagraniczn polskiego rządu. Wydaje się jednak, że debata to zbyt duże słowo na określenie kabaretowego widowiska wystawionego na największej politycznej scenie krajowej. W czasie, kiedy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski chwalił się okrutnie osiągnięciami rządu na euroatlantyckiej arenie, guru trzymający w ryzach fanatyczny, nacjonalistyczno- klerykalny odłam postsolidarnościowej prawicy wyszedł ostentacyjnie z sali sejmowej dając po raz kolejny wyraz lekceważenia szefa polskiej dyplomacji. Podobnie jak wcześnie lekceważył sobie a nawet bezceremonialnie obrażał premiera i prezydenta. Można i trzeba mieć wiele pretensji do rządzącej partii szczególnie za lawinowo kraju i rosnącą wciąż rozpiętość dochodów obywateli prowadzącą do kształtowania się na nowo antagonistycznych klas społecznych będących w zaniku pod koniec nieudanego, socjalistycznego eksperymentu, ale polityka zagraniczna jest akurat tą dziedziną, gdzie popełniono stosunkowo najmniej błędów i nie największego kalibru. Na szczęście niezbyt długo trwała mydlana opera nazywana IV Rzeczypospolitą, żeby jej reżyserzy, bracia Kaczyńscy zdążyli doszczętnie popsuć stosunki z sąsiadami, tak jak zerwali prestiżową dla Polski tradycją spotkań na najwyższym szczeblu z Francją i Niemcami w ramach Trójkąta Weimarskiego. Wszystkie, kolejne rządy oprócz pisowskiego wykazały się realizmem w i dalekowzrocznością w działaniach na międzynarodowej arenie, choć nie uniknęły wpadek, szczególnie w zakrawającym na służalczość serwilizmie wobec Stanów Zjednoczonych. Tak się składa, że większość tych błędów popełniła właśnie ta postsolidarnościowa frakcja, która podczas sejmowej debaty tak bezpardonowo atakowała swych styropianowych współbraci. Wystarczy przypomnieć awanturę gruzińską, w którą nadmierne zaangażowanie prezydenta skutkowało niekorzystnym dla kraju pogorszeniem stosunków z Rosją. Tyle tylko, że bezowocne drażnienie naszych dużych sąsiadów prezes Prawa i Sprawiedliwości uważa za cnotę. Nie dziwi krytyka poczynań obecnego rządu, jeśli na swoje źródło w trosce o pro publico bono, lecz żenuje poziom dyskusji, o ile dyskusją można nazwać ordynarne, chamskie inwektywy pod adresem dawnych współbraci a dzisiaj politycznych wrogów stojących im na drodze do władzy, której wcześniej na krótko politycy spod znaku koronowanego ptasiego dzioba zdążyli wcześniej posmakować. Wcale nie lepiej zachowywali się posłowie Platformy Obywatelskiej podczas przemówienia Grzegorza Napieralskiego, który nareszcie odważył się przypomnieć w Sejmie, że tak potępiane zadłużenie zagraniczne Gierka do pięt nie dorasta długom wygenerowanym przez nową klasę polityczną z tym, że kredyty gierkowskie poszły na inwestycje przemysłowe, dzięki, którym obecne władze mają, co sprzedawać zagranicznym koncernom. Słowa te, jakże prawdziwe zostały wybuczane przez beneficjentów posiadających synekury na majątku ciężko wypracowanym za czasów pogardzanego przez nic PRL-u. Dygnitarze Platformy gardzą postkomunistami a ich z kolei mają w pogardzie „prawdziwi Polacy” skupieni wokół prezesa Kaczyńskiego a on sam jak się wydaje gardzi wszystkimi, nawet swoimi pretorianami spod znaku kadzidła i wazeliny. Niestety, nie wróży to dobrze Polsce, bo pogarda dobrym budulcem nigdy nie była a połączona z nienawiścią zawsze okazywała się zarzewiem nieszczęść. Mala causa silenda est.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna